Wreszcie....

Wreszcie....

Wreszcie.... Po bolesnej serii sześciu porażek, zaświeciło dla nas wreszcie słońce, choć przecież pogoda za oknem deszczowa.

Pokonaliśmy 4:1 Gedanię Gdańsk, po bramkach:  Jakuba Urbana, Jakuba Jażdżewskiego, Filipa Błondka oraz Mateusza Kinczewskiego.

Długo czekaliśmy na wygraną i żeby być zupełnie szczerym,  nie zapowiadało się to optymistycznie.  Z powodu choroby  wypadło nam ze składu kolejnych trzech podstawowych zawodników.  Bez Noska w obronie, bez Kacpra Fiszera w środku, bez Kacpra Kęski w ataku,  wydawało się, że jesteśmy bez szans.  Ale sport jest piękny i nieprzewidywalny i za to go tak bardzo lubimy.  

Początek meczu dla Gedanii.  Nasi jakby wystraszeni, skoncentrowani na obronie, z rzadka zapuszczający się do przodu.  Najważniejsze zadanie na ten czas, to przetrzymać pierwsze fatalne zwykle dla nas dwadzieścia minut.  Udało się wytrzymać bez gola  minutę dłużej.  Rzut wolny sprzed linii pola karnego.  Sebastian Rynas ustawił mur z kilku kolegów, ale piłka po strzale gedanisty nabrała bardzo silnego poślizgu i zupełnie zaskoczyła naszego bramkarza.  Odbiła się od słupka, i wpadła do siatki obok zdezorientowanego Sebastiana.  Przegrywamy 0:1.  Powrócą demony przeszłości?  Nic z tego.   Nasi zawodnicy ze zdwojoną siłą atakowali bramkę rywali. Aż nadeszło ostatnie siedem minut pierwszej połowy.  Niesamowite siedem minut.  Najpierw Jakub Urban wykazał się największym sprytem w polu karnym rywali i strzałem pod poprzeczkę  wyrównał stan meczu.  1-1.  Minutę później już prowadziliśmy.  Jakub Jażdżewski dostał świetne podanie i wyszedł sam na sam z bramkarzem rywali.  Zdecydował się na strzał z daleka.  Piłka nie była mocna, ale bramkarz Gedanii postanowił nam pomóc i wpuścił futbolówkę między nogami do siatki.  2-1!  Ale to nie koniec emocji w tej połowie. Gedania w szoku, a my dalej atakujemy.  Po kolejnym rzucie rożnym bitym przez Krystiana Gaczoła, piłka spadła pod nogi Filipa Błondka.  Strzał pod poprzeczkę i prowadzimy 3-1!  Bramka strzelona Gedanii musiała Filipowi smakować szczególnie.    Piorunująca końcówka pierwszej połowy i schodzimy zmęczeni, ale bardzo zadowoleni na przerwę. Było jasne, że jednak na tym emocje tego meczu nie zakończą się. I rzeczywiście. 

Obie ekipy wychodzą na drugą połowę w bardzo bojowych nastrojach.  Było oczywiste, że najbliższe minuty  ustawią dalsze losy meczu.  Gedania zaatakowała bardzo ostro. Zrobiło się gorąco pod naszą bramką.  W ciągu paru minut goście mogli poprawić wynik meczu.  Najpierw sędzia chyba niesłusznie wyciągnął faul naszego obrońcy z pola karnego dyktując tylko rzut wolny dla gości.  Na szczęście kompletnie zmarnowany przez rywali.  Po kolejnej minucie było odwrotnie.  Faulu raczej nie było, ale sędzia odgwizdał rzut karny.  Było gorąco, ale przecież w bramce mamy Sebastiana Rynasa, który bardzo chciał się   zrehabilitować za wpuszczonego gola. I obronił ten rzut karny!

W sumie to nic takiego, bo Sebastian obronił już w tym sezonie trzy rzuty karne!

Niewykorzystana szansa podcięła gościom skrzydła.    Już się w tym meczu nie podnieśli.  A my czwartym golem przypieczętowaliśmy swoją wygraną w tym spotkaniu. Mateusz Kinczewski stał w polu karnym tam gdzie trzeba i zdobył drugą swoją bramkę w sezonie, a czwartą dla Moreny w tym spotkaniu.  Do końca trwała na boisku twarda walka, ale goli już  nie było.  Wygraliśmy z Gedanią 4-1.   

Choć sytuacja wyglądała na beznadziejną, nasi zawodnicy pokazali, że zawsze trzeba walczyć, że zawsze można wygrać, że sukces rodzi się w trudzie i w jedności.  A tego dnia Morena była naprawdę jednością.  Brawo, chłopaki!

Po meczu można było odśpiewać i odtańczyć rytuał zwycięzców.    Wreszcie!!!!!!!! 

Indywidualne wyróżnienia?   W zasadzie powinno wyglądać to  tak:

No bo w takim dobrym meczu, z pełnym zaangażowaniem absolutnie wszystkich chłopaków,  nie można stawiać pojedynczych laurek, ale jednak zdecyduje się na :

Nasz kapitan rozegrał naprawdę świetne zawody. Było go wszędzie pełno.  Walczył w środku pola o każda piłkę,  rzucał piłki do przodu, do kolegów z ataku, a przede wszystkim, jakże często wracał  do tyłu wspomagać kolegów z linii defensywnych.  Prawdziwa harówka.  Tym bardziej warta odnotowania, bo wreszcie przyniosła oczekiwany efekt.  Wygraną zespołu.  Trud, znój i pot przełożył się na naszą wygraną.  Brawo,  Krystian!  Brawo.  

Jeszcze jedna uwaga poza meczowa.  Zawsze szanowałem i szanuję Gedanię Gdańsk, za historię i tradycję.  Za to, że to bardzo  zasłużony klub dla Gdańska i dla Polski.  Tym bardziej przykro, że chłopcy z Gedanii  występują na boisku w takich strojach.  Pal licho barwy,  bo teraz takie czasy, ale żeby herbu nie było?  Przykre...   Szkoda...

Powiązana galeria:
zamknij reklamę

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości