Przegraliśmy...

Przegraliśmy...

Można by rzec, że tradycji stało się zadość. Kolejne starcie ligowe między GKS Morena Gdańsk a UKS RG 2000 Gdańsk zakończyło się naszą porażką 2:7 (1-2).

Choć jest to nasza najwyższa porażka ligowa w dotychczasowej historii spotkań obu zespołów, to odnoszę wrażenie, że nigdy wcześniej wygrana nie była tak stosunkowo blisko.

A zaczęło się od tego, że kilka osób nie dotarło na mecz, mając ważniejsze, ich zdaniem, zajęcia. Trudno, nie można narzekać, trzeba grać.

Po kilku godzinach przygotowań spędzonych na naszym boisku, ponad dwudziestu taczek piasku przywożonego z lasu, którym "łataliśmy" boiskowe dziury próbując uratować boisko do grania. Przy okazji podziękowania dla taty Mateusza Płudowskiego, który jako jedyny pomagał nam przy walce z boiskiem. Były jeszcze tony śmieci, kamieni, patyków do wywiezienia i można już było rozpocząć sportowe emocje.

Szybko okazało się, że nasz przeciwnik, choć mocno faworyzowany, wcale nie był taki groźny. Udawało nam się trzymać piłkę z daleka od własnej bramki, czujnie w obronie, licząc na szanse w kontrach. Nasze dobre samopoczucie trwało dziesięć minut, bo właśnie wtedy po rzucie rożnym pozostawiony bez jakiejkolwiek opieki w polu karnym zawodnik gości otworzył wynik meczu. Na szczęście błąd w kryciu nie załamał nas zupełnie i ambitnie próbowaliśmy zdobyć wyrównującego gola. Udało się w 22 minucie. Świetne podanie na wolne pole Klaudiusza Gergelli i Gracjan Karski znalazł się sam na sam z bramkarzem gości. Pewny strzał przy słupku i mamy remis. 1-1! Do końca połowy mamy ciekawy mecz, ale w końcu tej części popełniamy błąd numer dwa. Po rzucie rożnym zawodników z Zaspy, przejmujemy piłkę, ale zamiast zorganizować szybką kontrę w głupi sposób oddajemy piłkę przeciwnikowi, który ładnym strzałem z dystansu ponownie wyprowadza gości na prowadzenie. Do przerwy przegrywamy 1-2.

Po zmianie stron nie zabrakło nam animuszu do walki i poprawienia wyniku. Już trzy minuty po rozpoczęciu gry kolejne świetna asysta Klaudiusza Gergelli i Gracjan Karski ponownie doprowadza naszą drużynę do remisu. 2-2!

Niestety, nasza radość trwała jeszcze krócej, bo goście w kolejnej akcji ponownie wychodzą na prowadzenie. To był zdecydowanie błąd numer trzy.

Potem były długie minuty, chyba najlepsze w naszym wykonaniu, kiedy graliśmy dobrze i mieliśmy swoje okazje na trzeci remis tego dnia. Ale gola już nie zdobyliśmy. To był ten moment, kiedy byliśmy zdecydowanie najbliżej swoich rywali. Na dwadzieścia minut przed końcem zabawa pod własną bramką i tracimy gola numer cztery. W tym momencie, dla wielu z naszych graczy mecz praktycznie się skończył. Spuścili głowy, przestali walczyć, biegać, starać się. Dalsze gole dla rywali były tylko kwestią czasu, a liczenie błędów przestało mieć sens. Skończyło się na kolejnych trzech golach. Przegraliśmy ostatecznie 2-7. Zwycięstwo rywali oczywiście w pełni zasłużone. Szkoda, że nie walczyliśmy w tym meczu do końca. Do pewnego momentu nie było aż tak źle. Biorąc pod uwagę, że w drugiej połowie grało w naszych szeregach trzech zawodników rocznika 2002 nie można narzekać. Gratulacje dla rywali, my za tydzień organizujemy wyprawę do Rytla. Mam nadzieję, że chętnych nie zabraknie.

Na meczu byli również starzy znajomi. Na razie tylko w roli sędziego z chorągiewką. Paweł, zapraszamy na treningi i mecze...

+++++ NAJWIĘKSZY PLUS MECZU +++++

Uważam, że mimo wysoko przegranego meczu kilku chłopaków zasługuje na pochwałę. Najbardziej podobał mi się dziś na boisku Jakub Kisielewski.

Waleczny, wygrywający wiele piłek, odbierający rywalom, zgrywający głową piłki, choć rywale zwykle znacznie go przewyższali wzrostem. Brawo, Kuba!

Powiązana galeria:
zamknij reklamę

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości